• Forum • Archiwum
Internetowy   Dziennik   Informacyjny
 
Publicystyka Świat i Polska Na wokandzie Ciekawostki Przegląd prasy Kultura Felieton Kondycja Polskich Mediów Młoda Strefa
         Inne tytuły
 
 Super-Nowa > Kultura > Człowiek-orkiestra wieczorową porą
 
Człowiek-orkiestra wieczorową porą  
Powiększ
 
Autor  Anna Niemiec-Mościcka, 12.11.2004
 
Swego czasu mój Naczelny rzekł – Pisz o tym, co cię urzekło, zachwyciło lub wręcz odwrotnie. Jako że w owym sformułowaniu nie zawarł ram czasowych, jakie mnie obowiązują – napiszę o czymś, co odbyło się dwa lata temu, ale co ujrzałam po raz pierwszy wczoraj w nocy.
 

Sen, którego spodziewałam się po stresującym dniu i sympatycznym filmie kostiumowym, nie nadszedł, więc zamknięta w pokoju hotelowym, a zbyt leniwa by sięgnąć po gazetę (jest taki moment w nocy, kiedy wstanie z łóżka uznaje się za rzecz prawie niemożliwą a zmuszanie do tego za karalne), chwyciłam za narzędzie pierwszej potrzeby – pilot – i poczęłam szukać.

Daleko z tym nie zajechałam, bo na II programie telewizji publicznej (chwała ci, abonamencie) zobaczyłam znajome i bardzo lubiane twarze Grupy Mo Carta, a obok człowieka, który w dziedzinie szeroko pojętej wokalistyki mógłby osiągnąć wszystko i każdą jej specjalnością mógłby się zajmować. Ubrany w jeansy i trykotową koszulkę, chwilami zupełnie sam na estradzie Sali kongresowej, zajmował ją całą swoją osobowością i talentem, jakiego my, zwykli zjadacze chleba, możemy tylko pozazdrościć.

Bobby McFerrin, bo o nim mowa, jest postacią niezwykłą. Po pierwsze, nie spotkałam w życiu człowieka, który czerpałby taką radość z uprawiania muzyki. Po drugie, nigdy wcześniej nie słyszałam jednej osoby tworzącej tyle wokalnych cudów przy pomocy mikrofonu i własnego aparatu głosowego (przy całym moim szacunku dla pani Dudziak). Po trzecie, pan McFerrin ma w sobie to coś, co sprawia, że publiczność nie chce wypuścić go z estrady – w swoich improwizacjach jest absolutnie nieprzewidywalny, oryginalny, a słuchając go wie się, że każda następna będzie jeszcze cudowniejsza. Swoją magnetyczną osobowością i genialnym kontaktem ze słuchaczem przykuwa uwagę i chciałoby się zakrzyknąć „More!”

A wszystko to podczas Warsaw Summer Jazz Days 2002, w towarzystwie Grupy Mo Carta, Kapeli z Chmielnej i Motion Trio, z którymi McFerrin wdawał się w fantastyczne muzyczne dialogi wywołujące uśmiech na twarzach i, śmiało można rzec, entuzjazm publiczności. Szkoda tylko, że tak fantastyczne koncerty są emitowane o tak późnej (lub z przekąsem nieco stwierdzając, wczesnej, bo o pierwszej w nocy) porze, kiedy to tylko zapaleńcy, fanatycy, bezsenni i bezrobotni nie muszący wcześnie rano wstać mogą nacieszyć się taką ucztą. Ale rozumiem, że misja, tak głośno ostatnio opiewana, przewiduje właśnie takie miejsce dla miłośników muzyki nieco trudniejszej niż czołówka „M jak Miłość”. Trudno, dobre i to, prawda?


Wydrukuj    Wyślij znajomemu   
   
 Komentarze Skomentuj artykuł
 Za treść komentarzy redakcja nie odpowiada.
Strona główna | Młoda Strefa | Galeria | Archiwum | Forum | Kontakt