• Forum • Archiwum
Internetowy   Dziennik   Informacyjny
 
Publicystyka Świat i Polska Na wokandzie Przegląd prasy Ciekawostki Kultura Felieton Kondycja Polskich Mediów Młoda Strefa
         Inne tytuły
 
 Super-Nowa > Kultura > Sięgaj, gdzie wzrok...
 
Sięgaj, gdzie wzrok...  
 
Autor  Anna Niemiec-Mościcka, 25.01.2005
 
Opowieść nie do końca zmyślona
 

Weszła szybkim, choć niezbyt zdecydowanym krokiem do ogromnego budynku. Kupiła w automacie zielone, foliowe ochraniacze na buty i wspięła się na jedyne interesujące ją piętro.
 Na korytarzu oddziału kręciło się nieco nerwowo kilkanaście osób, z których połowa nosiła charakterystyczne szkła. Denka od musztardy, jak powiadają złośliwcy. W oczach nieznajomych pojawiały się na przemian niepewność i nadzieja. Usiadła przy jednym ze stolików w stołówce, w której zgromadziła się już grupa współtowarzyszy przedsięwzięcia ze swoimi opiekunami. Niedługo miało się zacząć. Po dziesięciu latach męki w znienawidzonych okularach świat miał znów nabrać ostrości, zarysy przedmiotów miały być konkretne i oczywiste, a nie rozmazane i niczym za mgłą.
 Pielęgniarka cierpliwie odsyłała kolejnych pytających do stołówki, w której lada chwila miał pojawić się lekarz prowadzący. Po kilku długich minutach do pomieszczenia wszedł pewnie człowiek, który dosłownie i w przenośni miał wziąć losy większości z nich w swoje ręce. Był przystojnym mężczyzną, z którego głosu i postawy biła absolutna pewność siebie i swoich możliwości wpływu na rzeczywistość.
- Proszę państwa. Oto, jak przedstawia się sytuacja. Przyjechaliście państwo z różnych miejsc, wszyscy zakwalifikowaliście się do zabiegu i wszyscy zostaniecie mu poddani. Niestety mamy mały kłopot. Nasz laser działa na gaz, który sprowadzamy z Niemiec. Obecny zapas jest na wyczerpaniu i nie gwarantuje, że podczas zabiegu maszyna zwyczajnie się nie wyłączy.
 Stołówka pozostała w zupełnej ciszy. Zdawało się jej, że wszyscy inni też przestali oddychać w nadziei, że to jeszcze nie wszystko, co okulista ma do powiedzenia. Tak długo czekała. Najpierw, by wymyślono cudowną metodę przywracania ostrości widzenia; potem, kiedy usłyszała o rosyjskich lekarzach operujących w Polsce, żeby znaleźć pieniądze i jakieś potwierdzenie ich skuteczności; wreszcie po pierwszej wizycie w Katowicach - by dorosnąć i doczekać się aż wada przestanie się pogłębiać. Aż w końcu, po dwóch latach próbowania egzystencji z soczewkami, podróży na badania kwalifikacyjne i upragnionym "Nie ma żadnych przeciwwskazań, jest pani idealną kandydatką", teraz okazuje się, że coś prawdopodobnie każe jej znów wracać z niczym...
- Zamówiliśmy kolejną dostawę - kontynuował lekarz - ale z tego, co wiemy, gaz nie dotarł do naszej granicy. Nie pozostaje nam nic innego, jak czekać. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, spotkamy się w tym samym składzie za dwa tygodnie. Na wszelki wypadek proszę zadzwonić za tydzień.
 Wstała, pożegnała się i ruszyła w drogę do domu. "No tak - pomyślała, wolno schodząc ze schodów - mogłaś się tego spodziewać. Nic nigdy nie dzieje się dokładnie tak, jak to zaplanowałaś." A zatem znowu trzeba było jej czekać. Skoro tak, poczeka.

Cdn...


Wydrukuj    Wyślij znajomemu   
   
 Komentarze Skomentuj artykuł
 Za treść komentarzy redakcja nie odpowiada.
Strona główna | Młoda Strefa | Galeria | Archiwum | Forum | Kontakt