• Forum • Archiwum
Internetowy   Dziennik   Informacyjny
 
Publicystyka Świat i Polska Na wokandzie Ciekawostki Przegląd prasy Kultura Felieton Kondycja Polskich Mediów Młoda Strefa
         Inne tytuły
 
 Super-Nowa > Kultura > Muzyka poważna – wysiłek, który się opłaca
 
Muzyka poważna – wysiłek, który się opłaca  
Powiększ
 
Autor  Anna Niemiec-Mościcka, 09.11.2004
 
Dla tzw. przeciętnego śmiertelnika koncert muzyki potocznie nazywanej poważną to wyzwanie nie lada. Dla wielu graniczy z niemożliwością i kojarzy się raczej z karą niż przyjemnym spędzeniem wolnego czasu. Częściowo przez stereotypy, częściowo przez faktyczne wymagania, jakie stawia przed słuchaczem.
 

Kłopot stanowić mogą np. zwyczajowo wymagane wieczorowe toalety – panowie raczej w garniturach a nie w jeansach, panie w kreacjach wprost z wieszaka i koafiurach pieczołowicie zaprojektowanych przez się, tudzież innego fryzjera, o przepraszam, stylistę. A wszystko niczym na pierwszy obiad u teściowej.

Po drugie, atmosfera wnętrza, a zwłaszcza jego akustyka, nie sprzyjają pogawędkom, a wręcz zmuszają do ciszy (no, może prócz zakończenia koncertu, bo wtedy grobowa cisza może doprowadzić muzyków do zawału lub depresji). Trzeba bowiem wiedzieć, że to, co ma służyć wykonawcom za pomoc – wnętrze, w którym dźwięk rozprzestrzenia się niewytłumiony, a wręcz wzmocniony dzięki kształtowi i materiałom wykorzystanym przy budowie obiektu – jest bronią obosieczną. Z tychże walorów wynika prosty fakt – szmery, chrząknięcia czy uwagi rzucone choćby półgłosem, równie silne docierają do postaci dramatu znajdujących się akurat na scenie.

I tu pojawia się dylemat – czy wymagać od słuchaczy poszanowania pracy muzyków jako takiej, czy może od artystów kunsztu na tyle wielkiego, by wprawiali nim publiczność w niemy zachwyt i „zmuszali” w ten sposób do milczenia? Zresztą, jedno drugiego nie wyklucza, prawda?

Stosunek, jakiego nieraz wymagają wobec siebie muzycy, przypomina Gombrowiczowski nakaz zachwycania się Słowackim – mam tytuł magistra sztuki, ergo jestem Artystą i uprawiam Wielką Sztukę. Kłopot w tym, że skrót przed nazwiskiem nie zawsze wiele znaczy, a na szacunek trzeba zasłużyć. Jak można zatem oczekiwać go „na dzień dobry”?

Jest jeszcze coś, co może nieco odstraszać. Wiele dzieł muzyki poważnej wymaga skupienia. Nie da się spostrzec ni docenić piękna, jakie ona ze sobą niesie wypuszczając jednym uchem to, co wpadło przez drugie lub prowadząc pogaduchę o tym i owym.

Sporo tych utrudnień, zdawać by się mogło, ale istotne w tym wszystkim jest jedno – jeśli uda nam się już wbić w zeszłoroczną czy nowiutką kreację, zapomnieć o dręczącej i uciążliwej często rzeczywistości i otworzyć na dźwięki, być może (podkreślam BYĆ MOŻE) dane nam będzie doświadczyć wrażeń, o które coraz trudniej, a które są w odbiorze sztuki jedynie istotne – dreszczu zachwytu, łzy wzruszenia, zadumy czy choćby uśmiechu na twarzy.

Ktoś mógłby rzec, no dobrze, niech już będzie ta cała muzyka, ale są przecież nagrania, można ich sobie słuchać w fotelu w kapciach i przybrudzonym podkoszulku, a wykonania na nich doskonalsze, dopracowane. Zgoda, ale nie da się tego porównać z atmosferą kontaktu z tzw. żywą sztuką i to we wspólnocie (załóżmy optymistycznie, że wszyscy naprawdę słuchają, przybyli dobrowolnie i w tym samym celu). Połączeni swoistą nicią pajęczą, jaką zdają się czasem omotywać słuchaczy dźwięki, możemy się nawet wzajemnie polubić.

Foto: Super-Nowa


Wydrukuj    Wyślij znajomemu   
   
 Komentarze Skomentuj artykuł
 Za treść komentarzy redakcja nie odpowiada.
Strona główna | Młoda Strefa | Galeria | Archiwum | Forum | Kontakt