Na szczęście okazuje się, że można inaczej. Wzorem
niedoścignionym pięknego stylu, swady i umiejętności ciekawego
opowiadania o muzyce był, jest i będzie pewnie zawsze nieodżałowany
Jerzy Waldorff. Pan Jerzy opowiadał i pisał o podopiecznej Polihymni
z ogromnym wdziękiem, w sposób bardzo charakterystyczny i
pozostający w pamięci. Dziełkiem sztandarowym są Sekrety Polihymni.
Książka to idealna dla każdego, kto ma ochotę poznać ciekawostki o
kompozytorach i utworach muzycznych. Kiedy się ją czyta, od razu
staje przed oczyma postać Pana Jerzego z jego nieodłączną laseczką i
charakterystycznym wąsikiem.
Niedawno natknęłam się na innego parającego się tą tematyką
autora. David W. Barber jest dziennikarzem, muzykiem, a także, co w
tej chwili najbardziej na temat, autorem kilku książek satyrycznych
o muzyce. Na naszym rynku znaleźć można w tej chwili trzy niegrube
tomiki. Bach, Beethoven i inne chłopaki to przekrój kompozytorów
muzyki tzw. poważnej. Kiedy gruba dama śpiewa poświęcona jest, jak
można się domyśleć, operze. W Baletkach i balerinach snuje autor
opowieść o historii baletu i jego najjaśniejszych (choć nie tylko,
bo zdarzają się i całkiem spod ciemnej gwiazdy) postaciach.
Już same tytuły przykuwają uwagę i dają nadzieję, że będzie
inaczej niż zazwyczaj i choć trochę w stylu mistrza gatunku –
Jerzego Waldorffa. Tak też się okazuje, kiedy zagłębić się w
lekturę. Barber pisze w sposób bardzo przystępny i lekki w odbiorze.
Ilość technicznych zwrotów ogranicza do koniecznego minimum, a i
przy tym nie pozostawia czytelnika, któremu swą one zupełnie obce,
bez pomocy. Wręcz przeciwnie, rzeczy dla muzyków oczywiste, dobrze
znajome, szerszemu gronu tłumaczy i wyjaśnia, często z przymrużeniem
oka.
Co chyba najistotniejsze, choć są to książki w
założeniu swym satyryczne, nie brak w nich informacji, których
znajomości nie powstydziłby się żaden teoretyk muzyki, z badaczami
tejże włącznie. A wszystko to okraszone sympatycznymi, dowcipnymi
ilustracjami Dave’a Donalda. Rodzaj poczucia humoru autora nie jest
może najwyższych lotów (pachnie momentami amerykańskimi komediami
średniej klasy, co o tyle nieadekwatne, że autor jest
Kanadyjczykiem, ale to w końcu przez miedzę), język (a może tylko
tłumaczenie?) nie dorównuje Sekretom Polihymni i innym książkom J.
Waldorffa, niemniej warto sięgnąć po opowiastki Davida Barbera, ot
choćby dla poprawienia nastroju i zabłyśnięcia w towarzystwie
znajomością ciekawostek z życia, działalności i twórczości
niektórych wielkich spośród dotkniętych palcem jednej z muz.